Są w Warszawie dwa lasy, do których zaglądałem, zaglądam i będę zaglądał częściej, niż do jakiegokolwiek innego miejsca w Warszawie: Młociński - Las, Park, Nowa Warszawa, Dęby Młocińskie, Syberia - bo to dla mnie jedno i to samo, mimo, ze rozwłóczone po okolicy i Las Bielański, który pamiętam jak jeszcze lasem nie był.
Nie był, ale sporo już tu rosło i w cieniu tychże drzew z Młocin nad Kanałek na Gwiaździstą chodziliśmy, lub jeszcze częściej, jeździliśmy na rowerach, ale to już później, jak wybudowali ścieżki rowerowe pod Wisłostradą.
Przyjemnie było, bo jak się komuś zachciało pić, to się z Potoku Bielańskiego albo Rudawki wody napił i jakoś przeżył, a nawet rozstroju żołądka nie dostał.
Później było gorzej, jak postawili nowe osiedla i zamiast wody potokami zużyte opony popłynęły :/
W 73 ten las na Rezerwat Przyrody przerobili ...
Przebiłem się spod szpitala przez AWF i wylądowałem w dzikim, jak na wiosnę przystało ;) mocno zaśnieżonym lesie.
Z głową do góry.
Do góry, bo szukam gąsienicy.
Większość tych okolic już poznałem i skarpę i wykroty i kanał Lindleya i pokamedulskie eremy i miejsce, gdzie karczma kiedyś stała i dawne tereny parku rozrywki i okolice fortu bielańskiego i oba koryta Rudawki i grób Starosty, ale ciągle nie mogę znaleźć tajemniczej gąsienicy zawieszonej na jednym z drzew.
Gąsienicę wypatrzyłem w jakiejś relacji ze spaceru po bielańskim lasku. Stalowa, od jakiegoś działa samobieżnego lub innego czołgu, zawieszona wysoko na którymś z dębów.
Latem pewnie niewidoczna, więc wypatruje ja zima, albo jak teraz, wiosną, kiedy śnieg zamiast liści leży na drzewach :)
I nic.
Skąd się wzięła, czy wylądowała na większym drzewie, czy też mały dąb dźwigał ją od samego początku to nikt nie wie. Ja, w dodatku, dalej nie wiem, gdzie jest :/
Ale to nic. Mimo padającego śniegu z deszczem, mimo głębokiego śniegu zalegającego bielańskie ścieżki jak zwykle z przyjemnością polatałem po dawnych wzgórzach Pólkowa.
Zresztą nie tylko ja ;)
Następnym razem wezmę rower ;)
Ciekawy blog. A z tą gąsienicą to ciekawostka. Często jestem w sezonie na rowerze w lasku i nie widziałem gąsienicy. Nawet o tym nie słyszałem, ale mogę się wybrać na jej poszukiwania. Może udałoby się ją znaleźć :)
OdpowiedzUsuńKurcze, na rowerze z głową do góry to ja bym nie ryzykował :D
OdpowiedzUsuńMiałem gdzieś mapkę, jak dojść do tej gąsienicy, ale, jak to zwykle bywa, jak jestem w pobliżu to oczywiście jej nie mam przy sobie :)
ładne zdjęcia. i zabawne w nich to, że o tej porze roku wyglądają jak czarno-białe.
OdpowiedzUsuń:-]
Dzięki :)
OdpowiedzUsuńStarannie omijałem wszystkie oznaki zbliżającej się ... no, w zasadzie rozwijającej się, wiosny :D
Że też w taką pogodę zachciało się Tobie gąsienicy szukać')
OdpowiedzUsuńale przynajmniej wiem, gdzie tej wiosny szukałeś;)
Byłem tam niedawno, podczas pozornych roztopów, gdy świeciło słońce i gryzły osły.
OdpowiedzUsuń@ Asiula: Jak wychodziłem z domu, to ładny śnieg padał, a jak dojechałem na miejsce zrobił się deszcz :/
OdpowiedzUsuńI tak musiałem coś ze sobą zrobić przez dwie godziny, a w dodatku okazało się, że nie byłem jedynym amatorem spacerów po lasku: byli biegacze, byli narciarze, a nawet spotkałem jednego co na sankach jeździł :)
@Marcin: masz na myśli pokamedulskiego Franciszka?
Wydawało mi się, że od ostatnich wyborów jakby większej powagi nabrał i taki jakby dostojniejszy chodzi :D
Tak, skurczybyk mnie dziabnął w ramię znienacka. Miałem siniaka przez parę dni. Widocznie sprawdzał czy jestem jadalny.
OdpowiedzUsuńWidać, z osłem, jak z koniem.....trzeba uważać;)
OdpowiedzUsuńWeldonie, sprawdzaj proszę prognozy;)......nie tylko u siebie;)
Idzie lato. W przyszłym tygodniu będziemy chodzić w klapkach. Po śniegu. Over!
OdpowiedzUsuń