Skąd nazwa Trzeci? Ano stąd, że władze, jak zwykle, narzuciły nam nazwę, która się kompletnie nie przyjęła, a mianowicie nadały mu za patrona jakiegoś tam cara Mikołaja II, a my, raz, że niespecjalnie za carami przepadaliśmy (na to trzeba będzie poczekać do czasów, kiedy zacznie się masowa emigracja do Hameryki, gdzie cary będą na porządku dziennym ;)), a dwa, że to taka już się tradycja zrobiła, że nazwy sami wybieramy.
No i Trzeci dlatego, że po Kierbedziu był jeszcze Kolejowy.
Most rozpoczęto budować w 1905 roku, a więc, jak widać, za bardzo się z nim nie śpieszyli. Inna sprawa, że również wybór projektu trochę zajął naszym przodkom, bo nad tym, który z dziesięciu projektów wybrać, radzili równie długo, bo między 1897, a 1903 rokiem.
Inna sprawa, że most, wraz z wiaduktem, to naprawdę kawał dobrej i długiej, roboty :)
Projekt mostu wykonał jego gorący orędownik, inż. Mieczysław Marszewski. Stefan Szyller przewodził zespołowi zajmującemu się projektowaniem ponad siedmiuset metrowemu (most liczy 506, a cała trasa mostowa ponad trzy i pół kilometra), wiaduktowi.
Również Stefan Szyller zajął się zaprojektowaniem efektownych wieżyczek i pawilonów na trasie mostowej, zaś znajdujące się na moście ławeczki oraz herby to już efekt pracy pana Zygmunta Otto.
Oprócz nazwy Trzeci, z racji tego, iż w 1913 minęła 100 rocznica śmierci księcia Józefa Poniatowskiego, zamiast nazwy Most Mikołajewski, warszawiacy używali również nazwy Most Poniatowskiego, która później została uznana za oficjalną.
W sumie pech chciał, że tak naprawdę, to dziś mamy do czynienia z prawdziwym Trzecim mostem Poniatowskiego.
Pierwszy został wysadzony przez wycofujących się Rosjan niespełna w rok po oddaniu, 5 sierpnia 1915 roku. Odbudowa trwała siedem lat i zakończyła się w 1927, a międzyczasie, na jeszcze nieukończonym moście, znów załapał się na historyczną chwile, ponieważ to właśnie tu 12 maja 1926 roku doszło do spotkania Józefa Piłsudskiego i Stanisława Wojciechowskiego, czym zapoczątkowany został zamach majowy.
Drugi most dotrwał do 1944 roku.
W związku ze zbliżaniem się Rosjan w kierunku Pragi Niemcy wysadzili go 13 września 1944. W powietrze wyleciały wówczas cztery przęsła mostu i jedno przęsło wiaduktu.
Odbudowa poszła szybciej, niż poprzednie, bo trwała od 1945 do (a jakże ;)) 22 lipca 1946, ale tez zrezygnowano wówczas z wielu detali. Zresztą później demolka trwała dalej: w latach 50-tych zeszłego stulecia rozebrano wieżyczki od strony praskiej, a w 1962 roku północny pawilon wjazdowy na wiadukt od strony Śródmieścia.
W latach sześćdziesiątych most również poszerzono z 20 do 24 metrów - znów kosztem pozbycia się niektórych detali. Do niedawna, po praskiej stronie, w wodzie, znajdowały się nieźle zachowane pozostałości mostu zniszczonego w 1944, ale w pewnym momencie pojawiły się ekipy, które brutalnie rozprawiły się z tymi pozostałościami. Czy coś z nimi zrobiono? Nie wiem.
Nic, może jednak wytrzyma drugie Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje ...
W sumie więc stulatek ma sobie czego gratulować, że mimo wszystko przetrwał.
OdpowiedzUsuńTfu, wstrętne dekoracje, nie ma to jak Kładka Tarchomińska.
OdpowiedzUsuńMa to się talent do dobrych ujęć;) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCiekawe, ciekawe :) A spacer mostem/pod mostem warto polecić tym co nie byli.
OdpowiedzUsuńPod mostem i pod estakadami. W jedną i druga stronę to nie tylko jest daleko, ale jest co opowiedzieć.
OdpowiedzUsuńChyba kiedyś przygotuję taka trasę na Czwartkowe Spacery, jak już ruszę :)
O patrz, a ja ostatnio kombinowałem nad stuletnim niemal artykułem, który most był Trzeci... a jak już znalazłem, to który był drugi ;-P
OdpowiedzUsuń