piątek, 19 sierpnia 2011

Murami ... Suplement

Ten spacer obyłem wcześniej, na Trzech Króli (co tłumaczy nagłą obecność śniegu na zdjęciach ;)),
wieczorową porą, a więc w czas, kiedy widać te opisywane wcześniej oświetlenie staromiejskich umocnień.


Tyle, że mi do opowiadania niewiele zostało, to może, zacytuję za Stefanem Godlewskim, który w 1938 roku, w przewodniku literackim po stolicy, w tomie "Jesteśmy w Warszawie", w dziale "Legendy", opowiedział o znanym, staropolskim powiedzeniu: U fary jest Pan Jezus Stary?

A więc ...

PAN JEZUS STARY
czyli o krucyfiksie ufundowanym przez Baryczków w kościele świętego Jana


(a ilustrował będę fotkami ze spaceru)


Onego czasu starodawnego, kiedy Warszawie nie patronowała jeszcze syrena, lecz święty Jerzy, żył w tym mieście kupiec imieniem Jurga.
 Pochodził z rodziny Baryczków, który wydał niegdyś Marcina męczennika, wtrąconego w Krakowie w przerębel wiślaną
za obwieszczenie klątwy Kazimierzowi Wielkiemu.

Otóż ów Jurga, bawiąc w Norymberdze, dotkniętej właśnie z dopustu bożego trądem herezji,
patrzał ze zgrozą na porozniecane przed kościołami stosy. palono na nich księgi mszalne, szaty kapłańskie, obrazy, rzeźby.
Pomiędzy nimi widział figurę Jezusa ukrzyżowanego, której kacerze odrąbali szyję, ramiona i uda.
W nocy, gdy spoczywał, w gospodzie zjawił mu się we śnie Marcin Baryczka. W prawicy dzierżył palmę męczeńską, w lewicy - wyrok klątwy na króla.
Na zlecenie przodka Jurga wstał z łoża, przy blasku pochodni odgrzebał w popiele okopcony srodze kadłub Zbawiciela,
obmył go winem, spowił w prześcieradła, o pierwszym brzasku opuścił miasto.



W Czechach na tabór napadli zbóje, lecz skoro tylko tknęli towarów, pousychały im ręce.
Warszawski snycerz, mistrz Maciej z Pniewa, uczeń uczniów Stwosza, dorobił figurze brakujące członki.
Odnowił ją tak znakomicie, że Zbawca świata wydawał się jak żywy.
Gdy Go przybijano do nowego krzyża, na którym nazajutrz zawisł u Fary, stolarz Białowąs widział, że Chrystus krwawił i płakał.
W parę dni potem dziadek kościelny Józwa Ojczenasz, przezwiskiem Bógzapłać, ścierając kurze w Ciemnej kaplicy, spostrzegł, iż rzeźbie wyrosły włosy.
Nim minął rok, przysłoniły całkiem święte oblicze.
Na kapitule postanowiono figurę postrzyc. Dokonała tego w sam Wielki Piątek Bona Baryczkówna, córka fundatora.
Od tej pory corocznie przed Ciemną Jutrznią obrzęd ów powtarzały cnotliwe panny złotymi nożyczkami, które dawniej służyły śp. Annie Mazowieckiej do haftu ornatów.



Obcięte włosy miały cudowną moc leczniczą.
Uzdrowiły Piotra Rybitwę, powietrzem ruszonego, wypędziły diabła z Agaty Fierląg, tertio voto Horlemusowej,
a nawet wskrzesiły małą Agnieszkę Majeranównę, zadeptaną w ścisku podczas procesji.
Dębowy krzyż obito srebrem, w cierniową koronę wprawiono perły.
 Baltazar Fukier, przełożony bractwa pięciurańskiego, sprawił do kaplicy pozłocistą lampę w kształcie okrętu, a wieść o cudach roznieśli po kraju flisy i oryle.



Ukrzyżowany chronił miasto od moru, głodu, powietrza i wojny, powiększał, bogacił, wreszcie uczynił stolicą.
Lecz gdy w malowanych Kamienicach zamieszkała pycha i jej siostrzyce, łaski Boże zrzedły.
Za czasów króla Zygmunta III prawnuczka Jurgi, Kasia Baryczkówna, córka Wojciecha, dokonała obrzędu postrzyżyn, mając na sumieniu śmiertelną obrazę.
Pokalała była ona swoje panieństwo, zadając się potajemnie ze śpiewakiem królewskim Rochem Pronobisem.
Pan Jezus Stary pokarał miasto.
Nie zmaza Kasi ściągnęła klęski, ale dotknięcie świętości ręką niegodną.
 Przy biciu piorunów i zawiei śnieżnej, jakiej najstarsi ludzie nie pamiętali, wicher obalił wieżę farną która spadając strzaskała sklepienie.
Cudowna figura ocalała wprawdzie, ale włosy nie odrosły.



Ma się rozumieć, że legenda o Norymberdze to bujda na resorach, bo wszyscy wiedzą, że krzyż z Chrystusem, był jednym z trzech, które, swego czasu, Wisłą płynęły.

Pierwszy zatrzymał się w Krakowie-Mogile i zasłynął łaskami w bazylice Krzyża Świętego. Drugi dotarł do Pacanowa w kościele św. Marcina, a trzeci dopłynął aż do Warszawy i do dziś wisi w katedrze św. Jana Chrzciciela.


Opowieści przeznaczone dla średniowiecznych odbiorców, miały tłumaczyć pewne zjawiska, które obserwujemy również dzisiaj.

Gdy w czasie gwałtownego huraganu w 1602 r. zwaliła się wieża i runęło sklepienie, krzyż odnaleziono nietknięty w gruzach kościoła.
Ocalał również w czasie Powstania Warszawskiego, gdy 16 sierpnia 1944 r. katedra zaczęła płonąć i runęła część sklepienia.
Krucyfiks wyniósł i umieścił w podziemiach kościoła dominikanów na Nowym Mieście bohaterski kapłan, Wacław Karłowicz.

Po wojnie, wydobyty spod gruzów kościoła św. Jacka, krzyż został najpierw umieszczony w ocalałym kościele seminaryjnym na Krakowskim Przedmieściu, skąd w Niedzielę Palmową 21 marca 1948 r. procesyjnie powrócił do odbudowanej archikatedry.


Tu klęczeli najwięksi.

Przed tym krucyfiksem modlili się papieże: Jan Paweł II i Benedykt XVI oraz nuncjusz apostolski Achille Ratti, który w lutym 1922 r. został wybrany na papieża i przyjął imię Pius XI.
W tej kaplicy modlili się także wszyscy królowie rezydujący w Warszawie, jak również wielu znakomitych wodzów, m.in. Stefan Czarnecki i Tadeusz Kościuszko.
Dowodem żywotności kultu Cudownego Pana Jezusa są legendy przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Pisali o nich: Ignacy Kraszewski, Wiktor Gomulicki, Walery Przyborowski, Or-Ot i wielu innych.
Niezapomniany poeta ks. Jan Twardowski napisał piękny wiersz-modlitwę

 Do Jezusa z Warszawskiej Katedry

Jezu z warszawskiej katedry,
Jezu czarny i srebrny---
cierpiący --- rzuć na ręce
niemego smutku więcej

Jeszcze jedno cierpienie,
jeszcze jedno rozstanie---
lampkę jasną na stole,
jak najmniejsze mieszkanie

Bardziej gorzką niewdzięczność---
pożegnania, powroty---
okno takie, by księżyc
dowiązywał się złoty

Jeśli las --- to szumiący,
jeśli rzeki --- urwiste,

a serce na złość ludziom
i naiwne i czyste




I tyle, na ten czas, o warszawskich murach, chociaż pewnie jeszcze coś napisze, bo znalazłem kilka informacji dodatkowych o tej budowli, o jej powstaniu, odbudowaniu, więc, jak mi sie uda, to wrzucę suplement drugi ...

Winien jestem jeszcze przedstawienia bohatera dzisiejszej opowieści.
Ponieważ sam, jeszcze, zdjęć z wnętrza katedry, nadających się do pokazania, nie mam, pozwolę sobie zamieścić zdjęcie Tomasza Gołąba, z internetu


oraz dwa inne, różniące się mocno czasem powstania, ale nie treścią


3 komentarze:

  1. "Pokalała była ona swoje panieństwo, zadając się potajemnie ze śpiewakiem królewskim Rochem Pronobisem.
    Pan Jezus Stary pokarał miasto. "

    O szlag. Co to były za czasy, mam nadzieję że już nigdy nie wrócą. Ciemnogród i Bolanda :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie, bardziej, niepokoi przymiotnik "gnojny", który coraz częściej spotykam w historii Warszawy.

    Nie brzmi to, za bardzo, jak współczesna nazwa "Czajka" :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, prehistoryczna nazwa Bendarskiej jest też malownicza... na nową akcję GTWB by się nadawała.

    OdpowiedzUsuń