Lubię ten kościół i mam setki jego zdjęć, a może nawet już o nim pisałem, tym bardziej że jestem z nim dość osobiście zżyty, ale w czasie ostatniego tam pobytu przypomniała mi się pewna historia, którą kiedyś w Stolicy wyczytałem.
Z pamięci ją przytoczę, więc coś mogę pokręcić, ale ogólnie, to dotyczyła ona tatarów na Marymoncie.
Swego czasu, po bitwie znanej jako bitwa pod Wiedniem, Sobieski Marysieńce na terenach należących do wsi Pólków, postawił z pomoca niejakiego Tylmana z Gameren, mały pałacyk, w zasadzie pawilon rozrywkowy bardziej.
Jako, że akurat spod Wiednia wrócił i trochę taniej siły roboczej przyprowadził, co znamienitszych z nich, pochodzących z samych chanów krymskich, do pomocy w ogródku królowej odstawił.
Tatarom spodobało się u nas, zresztą zawsze się podobało, tylko zamiast polubownie to na rympał próbowali wchodzić, w każdym razie im się spodobało, królowej się dobrze przysłużyli - ziemię dostali.
W ten sposób krewni dawnych krymskich władców, swój los z Marymontem na stałe związali, a nad Marymontem pojawiły się już legalnie, nie zdobyczne, ale prawo własności wskazujące, buńczuki.
Pałacyk przez lata zmieniał właścicieli, wygląd i przeznaczenie, aby w chwili opuszczenia Warszawy przez ostatnich Moskali zaborców stać się kaplica, z której wyrósł śliczny, nieduży kościół Matki Bożej Królowej Polski.
Długo nie postał, bo, jak cała Polska, najpierw pod okupację niemiecką się dostał, a potem jak cała Warszawa od wspomnianych wyżej okupantów sporo złego doświadczył.
Co tu dużo gadać - zniszczyli go nam Niemcy :(
Odbudować go komuniści, a jakże, chcieli. Tyle, że sobie wymyślili, że przerobią go na świetlicę robotniczą, a to jakoś w tej robotniczej dzielnicy o dziwo nie w smak było.
I tak stał sobie kościółek, ale nie niszczał. Mamaj, potomek Tatarów spod Wiednia, stary murarz warszawski, pilnował. Pilnował, żeby kościół się nie rozpadł, pilnował, żeby cegła z niego nie zginęła.
I władza się ugięła, bo władza była robotnicza, więc, mimo, że nie w smak jej było kościoły stawiać, presji starego Tatara, ba potomka, a dziś Polaka pełna gębą, uległa.
Ile w tej legendzie prawdy, ile zapamiętałem a ile ja, czy dziennikarz Stolicy zmyśliliśmy to nikt, nigdy nie dojdzie, ale faktem jest, że i Marysieńka i Sobieski Tutków pod Wiedniem i faktem jest, że kościółek dziś stoi na swoim miejscu, a przecież o to chodzi w każdej historii :D
Nigdy nie byłem wewnątrz tego kościoła. Nie wiedziałem, że jest tam tak prosto i ładnie. Zatem się wybiorę.
OdpowiedzUsuńO, ciekawa historia. Nie znałam jej. A co do wnętrz, byłam dawno temu, ale chyba od tego czasu kościół się nieco odmalował. Z zewnątrz wolałam go białym nie ecru, ale po liftingu nie jest najgorszy.
OdpowiedzUsuńmurarz Mamaj? no, no... :-)
OdpowiedzUsuńracja, że to jeden z najładniej położonych kościołów Wiewiórszawy. i formę ma zacną a miłą oku.
Mnie się udało być w środku raz. Oczywiście, bez aparatu :P
OdpowiedzUsuńKiedyś w tym kościele bywałem częściej, bo tam się odbywały msze za dziadka.
OdpowiedzUsuńDziś bywam najczęściej jak Oldze Przyłęckiej świeczkę zapalam, albo przy jakichś przypadkowych okazjach.
Polecam msze dla dzieci - przynajmniej wtedy, jak bywałem, duże wrażenie robił na mnie kontakt z młodzieżą miejscowych księży.
W środku nie byłem, a i z zewnątrz widziałem go chyba przed przemalunkiem. Fajny, bo skromny, mimo że legenda dęta jak 150 ;)
OdpowiedzUsuń