piątek, 16 stycznia 2015

Nie tylko Kusociński ...

Północne rejony podwarszawskie i wspomnienie olimpijczyka nieodmiennie kojarzy się z Kusocińskim.
Ale tak samo, jak zapominamy, że wojenna epopeja naszego mistrza olimpijskiego zaczęła się nie tu, ale w czasie walk o Fort Czerniaków, kiedy Kusociński zostaje ranny, tak zapominamy, że w tym samym czasie przez lasy wokół Palmiry, jak wówczas nazywała się mała wieś na obrzeżu Puszczy Kampinoskiej przedzierał się inny olimpijczyk.

Major Leszek Lubicz-Nycz, szermierz, brązowy medalista olimpijski z Los Angeles. Kawaler Virtuti Militari, Krzyża Walecznych, legionista.
Dowódca II dywizjonu 14 Wielkopolskiego Pułku Artylerii Lekkiej wraz z oddziałami składającymi się z niedobitków Armii Pomorze i Poznań zebranymi pod dowództwem generała Mikołaja Bołtucia przedzierał się na pomoc Warszawie i wziął udział w bitwie nad Bzurą oraz  pod Łomiankami.

W czasie pokoju  był jednym z najlepszych szablistów w Polsce, choć walczył także we florecie. W 1931 został indywidualnym mistrzem Polski w szabli. Startował w barwach klubów warszawskich i poznańskich. Był instruktorem szermierki i narciarstwa w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie, autorem podręcznika do jazdy na nartach.

Dojście do wsi Buraków od strony rzeki Niemcy zamknęli ogniem zaporowym artylerii i moździerzy, a przed samą wsią wystawili czołgi. Krwawe natarcie piechurów, kawalerzystów i artylerzystów nie zdołało przełamać ognia oddziałów niemieckiej 24 dywizji piechoty.

Kpt. Adam Soja, lekarz 11 dywizjonu artylerii konnej:
"Natarcie nasze (…) rozpoczęło się wnet po wyjściu z Puszczy Kampinoskiej, jakieś 2 wsi już wcześniej przed Łomiankami i doszło do ostatniej linii niemieckiej przy końcu Łomianek. Następna wieś, to był Buraków i przedmieście Warszawy, jak nas informowano. I tu na ostatniej linii oporu niemieckiego utknęło nasze natarcie. Wówczas mjr Leszek Lubicz-Nycz szybko zorientował się w sytuacji i widział tylko jedną możliwość wydostania się z tego kotła przez przesmyknięcie się pod wałem wiślanym do lasu Burakowa. Wówczas mjr Nycz podjechał konno pod wał wiślany, gdzie ja znajdowałem się z rannymi, opowiedział mi o sytuacji i powiada: 'jedyna możliwość przedarcia się jest pod wałem wiślanym do lasu Burakowa, tutaj mamy osłonę z drzew i zarośli. Wolnej i gołej przestrzeni, zupełnie nie osłoniętej, mamy około 150 m – uda się to dobrze, a nie, to trudno' i prosto zaraz pojechał pierwszy, za nim kilku konnych, którzy byli blisko koni, a na ostatku prawie, bo dopiero doleciałem do konia, wsiadłem ja i puściłem się za nimi. Za mną też jeszcze kilku jechało, ale nikt nie dojechał. Jechaliśmy pod wałem wiślanym z Łomianek do lasu Burakowa. Przestrzeń – jakie 150 m – była równa jak stół i zupełnie pusta, bez choćby jednego drzewka, bez żadnego szuwaru tak, iż z Łomianek Górnych, skąd prażyli do nas Niemcy z kilku karabinów maszynowych, przedstawialiśmy cel wymarzony. Ja w końcu, patrzę, a dopędzam majora, reszta wszystko leży na ziemi, tak konie, jak i ludzie, albo stoją jakby urzeczeni, bez ruchu. Koń majora widocznie ranny, bo niby leci, a nic mu nie ubywa drogi, wreszcie tak koń jak i major padają. Mój koń przeskakuje przez trupy [...]"

Ciało majora znalazła 14-letnia wówczas dziewczynka, mieszkanka Burakowa Marianna Romańska, na terenach wału przeciwpowodziowego między Łomiankami a Burakowem.
Zarówno jego jak i pozostałe ofiary bitwy pochowano na cmentarzu w Kiełpinie. W marcu 1940 r. majora ekshumowano i przeniesiono na cmentarz wojskowy na Powązkach. Pośmiertnie został awansowany do stopnia podpułkownika.



1 komentarz: