poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Młociny - IV

Zostawiam za sobą ...
I podjeżdżam na Dankowicką. 
Kiedyś, jak wracaliśmy ze szkoły, w ciemno chodziliśmy w krzaki za przystanek i gdzieś w okolicach sklepu zbieraliśmy butelki. Chyba były po 25 groszy. Chociaż, chyba nie wszystkie. Zdarzały się droższe, tańsze ... Tylko trzeba było umyć.
A za złotówkę była ćwiartka gorącego chleba z piekarni na Pułkowej. Nie najlepszych lotów pieczywo, ziemiste, gliniaste w środku, ale jak było gorące, to za te skórkę można się było dać pociąć. Zapach pieczywa rozchodził się z piekarnianego komina po całej okolicy i nie było już nic ważniejszego.

A jak trafiło się na wypłatę, to i oranżadę, nie pamiętam, chyba złoty sześćdziesiąt kosztowała. W takich butelkach z zamknięciem koszyczkowym, które próbowaliśmy zawsze jednym ruchem reki otworzyć. Podpatrywaliśmy to u tych, którzy z huty do domu wracali, jak butelki z piwem otwierali.

Potem wprowadzili takie inne, niskie, pękate, butelki z Królewskim. Kapslowane. 
Z początku otwieracz miała sklepowa, potem, na takim papierowym sznurku powiesiła, żeby jej tyłka nie zawracali, ale ginął, więc na solidny łańcuch trafił.

Po lewej stronie był spożywczo-przemysłowy, po prawej mięsny, a dziś ...

Podest się zapadł, tak samo schody. Okna zamurowane, drzwi zaspawane. Ostały się widoczne ślady podjazdu, gdzie podjeżdżały nieliczne wówczas samochody, wzbudzając sensację wśród okolicznej dzieciarni.
I lody. Lody też tu kupowaliśmy. Takie w sreberku, jak dzisiejsze serki topione, z dołączaną drewnianą szpatułką. A jak się trafiło jakieś wsparcie od babci to nawet takie w jasnym papierku były, wciśnięte pomiędzy dwa wafle. Te wylizywało się na okrągło.

Dziś, kiedy zdarza mi się siedzieć gdzieś na starówce w Trogirze i jeść najsmaczniejsze lody na świecie, zawsze wspominam ten sklepik, gdzie może nie najsmaczniejsze, ale najbardziej wspominane lody można było zjeść i to na długo, przed tymi słynnymi, włoskimi, z automatu.

Jak zawsze, zapraszam do galerii, gdzie kilka więcej zdjęć z tego spaceru można obejrzeć.



2 komentarze:

  1. Królewskiego to ja nie ten teges.

    OdpowiedzUsuń
  2. :D

    A ja piwa to w ogóle ...

    A tamto, w dodatku, nie było jeszcze ... pasteryzowane?
    Na Młocinach były trzy miejsca, gdzie można było spotkać pijących piwo:
    - przy sklepie, przy Muzealnej, gdzie był sklep spożywczy i przystanek 181 i 201,
    - przy budce z piwem Na Dołku, koło pętli, gdzie jeszcze był kiosk ruchu i warzywniak, a gdzie cała masa "hutników" czekała na PKS i właśnie przy tym sklepie pokazanym na zdjęciach, do którego jakoś chyba najłatwiej tym urywającym się z Huty było dotrzeć.

    A my zbieraliśmy butelki ... :D

    OdpowiedzUsuń