niedziela, 30 stycznia 2011

Muranów ... cz. I Pawiak i Kościół św. Augustyna

Trochę się przejaśniło
Pawiak nie był celem mojej wycieczki, ale, skoro już tu dotarłem, poszedłem zobaczyć Drzewo.

Stało.

Zreperowane.

Trochę i chronologią i miejscem odbiegnę od tematu spaceru, ale będąc tutaj, nie można nie skorzystać z okazji i nie przekroczyć granicy dzielnic, tak, aby zerknąć na pobliski, wolski już, kościół św. Augustyna.

Ten oddany do użytku na przełomie wieków XIX i XX kościół, jest właśnie tym, który widoczny jest w "Mieście ruin", samotnie stojący na olbrzymiej, pustej, przestrzeni, pozostałej po warszawskim gettcie.
Do czasu likwidacji getta, dźwięki dobiegające z tego kościoła niosły nadzieje i wsparcie więźniom pobliskiego Pawiaka.
Po powstaniu w gettcie, stał się dla Niemców magazynem mienia pożydowskiego, następnie stajnią.
W czasie Powstania Warszawskiego ostrzelany został przez powstańców ze zdobycznej pantery.
Na wieży znajdował się punkt obserwacyjny i gniazdo km'u.
Mimo całkowitego spalenia kościoła, Niemcom nie udało się go wysadzić, stąd, taki znany, nawet na wymienionym filmie obrazek, widoku murów i wieży kościoła na tle zrównanej z ziemią dzielnicy.

Na więcej zdjęć zapraszam do galerii.
Niestety, w środku akurat msze trwały, więc nie udało mi się ani tam, ani do innych odwiedzonych wówczas miejsc zajrzeć.








Muranów ... cz. I Muzeum Historii Żydów Polskich.

Wyszło słońce.

Na chwilę, ale to wystarczyło, żeby mnie wygnać z domu.
Zimno nawet nie było, ale mokro i, zanim dojechałem na miejsce, nie dość, że się znów zachmurzyło, ale jeszcze zaczęło padać solidnie. No i, w ten sposób, pierwszy przystanek wypadł mi koło Muzeum Historii Żydów Polskich (w budowie). Ach, żeby jeszcze słońce świeciło, a tak, to tylko kilka dokumentalnych ujęć, proforma, zrobiłem.

 Nie było co się kręcić dalej w kółko. Śnieg sypał. Stwierdziłem, że jadę pod Pałac Mostowskich i, jeżeli, nie przestanie, to wracam.
Przestał. A ja znalazłem miejsce pod Pawiakiem.






piątek, 28 stycznia 2011

Spacer po Młocinach cz. III Most Północny

Eskapada po Młocinach zakończona koło Pałacyku, jak już wspominałem, nie ograniczyła się tylko do parku.
Wcześniej, zanim zacząłem spacer, wpadłem na chwile jeszcze na plac budowy Mostu Północnego.
Ze względu na niedzielę panowała to cisza i spokój, dzięki czemu, zostawiwszy samochód, spokojnie powędrowałem szukając jakichś fajnych kadrów.
Niestety, w pobliżu rzeki, z niedużego baraczku, wyskoczył jakiś facet. Powiedzmy, ze pewnie ktoś z ochrony, ale, ze względu na jego chamskie zachowanie, powiem wprost - zwykły cieć.
Oczywiście, że rozumiem, że ktoś może być do czegoś przeznaczony i że ma wykonywać swoje obowiązki, ale fakt, że straszliwie śmierdział papierosami i rozpoczał rozmowę od krzyku i straszenia, że gdzie on to nie zadzwoni, sprowokował mnie do zadania dwóch prostych pytań:
- do kogo, po pierwsze, zadzwoni, po drugie, gdzie tu jest jakaś informacja, że tu nie wolno wchodzić.

To pierwsze okazało się zbyt trudne dla tego pana, tym bardziej, że zaproponowałem, że może ja zadzwonię, ponieważ trochę się boje takich obwiesi latających w koszuli po śniegu i drących na mnie japę.
To drugie - facet zaczynał sinieć - wszak trochę zimno było, również okazało się trudne do spełnienia.
Akurat braku takiej informacji to jestem pewien, gdyż, zazwyczaj, nie lubię przełazić przez płoty lub przekraczać zakazów.
Coś tam pan zaczął jeszcze dukać o jakiejś budce, która minąłem po drodze, ale na moją sugestię, że może powinien tam pójść i tamtych ochrzanić, zareagował dziwnym bulgotem, dałem już sobie spokój.
rzuciłem tylko coś w stylu: "Prosze się nie martwić. Przekażę, że kontrola wypadła pomyślnie" - tu mu oczy wyszły lekko na wierzch - klepnałem go w ramię i wróciłem do samochodu.

Niestety. Wolałem juz nie afiszować się z aparatem, a więc zdjęć mostu nie mam. :(
Jeszcze, gdyby ktoś się  tu kiedyś wybrał,  to stoją tu niedobitki dawnych domków, natomiast po drodze, od strony Wisły, widać jeszcze ślady świetności dawnych szklarni będących własnością mieszkających tu "badylarzy". 

Chryzantemy tu kupowaliśmy ...

Dużo zdjęć nie zrobiłem, ale tez Wisła dość wysoko stała, a na dole łachy wiślane sa, więc będzie dość łatwo tam boczkiem podejść. JAk trochę wyschnie, to nie omieszkam ... ;)







Spacer po Młocinach cz.II

Wygon łączy się z ulica Prozy.

(w ogóle, na Młocinach fajne nazwy ulic są: Prozy, Alfabet, Hieroglif, nieistniejąca już Czcionki, Encyklopedyczna, Papirusów, a, pewnie dla równowagi: Wodewil - też już nie istnieje, Burleski ... Aż głupio wyglądają takie "królewskie" - Anny Jagiellonki, Wazów, Królowej Jadwigi. Ciekawostka jest fakt istnienia takich ulic jak Balaton, Trylogii, Samogłoski, Arrasowa - W zasadzie tylko Balaton istniała jako normalna, asfaltowa ulica, z chodnikiem, prowadząc od Dzierżoniowskiej do szkoły podstawowej na skrzyżowaniu z Samogłoski, natomiast pozostałe były polnymi drogami, których istnieniem na mapie fałszowano zawsze fakt wybudowania tuz po młocińskim lasem jednostki wojskowej. Jednostki już nie ma, ale dalej straszy mur po niej, mocno już przetrzebiony i pomalowany, oraz dawne bloki jednostki, przekształcone na szkoły społeczne).

Ale wróćmy nad Wisłę. Kiedyś, wałem można było, startując od skrzyżowania Prozy z Farysa (i znów dygresja - Prozy, po minięciu Wisłostrady, przekształcała się w Pstrowskiego,  aktualnie Zgrupowania AK "Kampinos" zwaną - jeżeli mozna się zgubić na jednym, głupim skrzyżowaniu, to niech to pokaże, jak skomplikowanym miastem jest Warszawa :D).

W każdym razie Prozy dochodzimy do starej części Młocin, zwanej Młociny Wieś niegdyś, z pozostałością kolorowych, drewnianych domków, pamiętających, chyba, jeszcze czasy co najmniej powojenne, a może i rzeź wojsk polskich z '39, a dalej, niegdyś, przepiękną drogą po wale, u podnóża skarpy z pałacem, obok rotundy, Glinek, można było dojść do parku w Młocinach.

Niestety, obecny właściciel pałacu, zamiast skoncentrować się na odrestaurowaniu zabytku więcej uwagi poświęcił na zabudowanie przypałacowej działki solidnym ogrodzeniem, dochodzącym do dawnego koryta Wisły, mocno utrudniającego przejście, zwłaszcza przy takim stanie wody jaki jest teraz.
O Pałacyku nie ma się co rozpisywać. 
W wielu miejscach opisane są,przykre, koleje losu tego zabytku, przechodzącego z rąk do rąk, zaniedbanego ...
Może tylko tyle, że coraz trudniej się do niego dostać. 
Kiedyś ogrodzenie szło na górze skarpy, zaraz za frontem budynku, skierowanym ku Wiśle. Dawno, dawno temu wyglądało to tak:
Zygmunt Vogel, Widok Młocin, 1803 - żródło: Wikipedia
A obecnie tak:
Trochę zaintrygowały mnie ślady po pociskach (?), bo nie pamiętam, żeby tu, przy skarpie, prowadzone były jakieś walki.
W każdym razie, obecnie, ogrodzenie dochodzi do samej wody, przecinając wał (swoją droga, ciekawe jak wyglądała sprawa, gdy szła tu ostatnio wysoka woda - wszak zaraz za wałem wybudowano spore, ekskluzywne osiedle?), co utrudnia zarówno spacery po nabrzeżu, jak i dostanie się w pobliże pałacu.
Z jednego boku, do działki z pałacem zawsze były przyległe prywatne posesje, natomiast z drugiej, niedawno, ogrodzono spory kawał terenu - można jeszcze podejść od dołu, bo ogrodzenie urywa się na skarpie, ale to pewnie już niedługo. W ten sposób całkowicie zabudują pałacyk - pewnie wtedy będzie można powiedzieć, że i tak nic nie widać, wyburzyć i postawić jakiegoś badziewia :(
Na tym samym terenie, na którym znajduje się pałac, stoi dziwna budowla, Rotundą albo Altana  niegdyś zwana.

Ze swoich wspomnień, może z opowiadań, pamiętam, że kojarzyła mi się z końmi. W środku wysypana była piaskiem, i leżała słoma, może siano? Mówiliśmy na to Altana, bo, podobno, była to kiedyś altana z widokiem na Wisłę, a Rotunda  ... bo była okragła :D

Budynek ten zwieńczony był wysoką, strzelistą kopuła, zakończoną typową latarnią. 
Kopuła któregoś dnia spłonęła i zawaliła się do środka. 
Próbowano później tam robić jakieś rzeczy - dobudowano betonowy otok i podparto go stalowymi rurami, 
zabudowano pustakami otwory okienne ... Wszystko na nic. W takim stanie, w jakim widziałem ją ... wieki temu, pozostaje do dziś.

Zaraz za końcem ogrodzenia pałacu, udaje się wdrapać z powrotem na wał.

Po lewej stronie, niegdyś na łąkach nad glinkami, nie widocznych z wału, bo zasłoniętych potężnymi krzewami, rosło duże drzewo - chyba dąb, zabytek przyrody, oraz znajdował się mały grób, z krzyżem, otoczony niskim, metalowym płotkiem z rurek.
Bawiąc się i kąpiąc w Glinkach, tuz obok, przyzwyczailiśmy się, ze jest to nasz "Grób Nieznanego Żołnierza".
Czasami, z inicjatywy szkoły, albo dziadków, zapaliliśmy tam świeczkę, wypieliliśmy dookoła i wewnątrz ogrodzenia. Dopiero kilka lat temu, przy okazji jakiegoś spaceru w tamtej okolicy, rozwiązała się tajemnica grobu - leżało w nim dwóch chłopców, o ile dobrze pamiętam to 8 i 10 albo 10 i 12 latek, którzy "zginęli tragicznie" bodajże w 1948 roku.

Wtedy nie spisałem sobie tych danych (o dziwo - tyle lat po wojnie ktoś to pamiętał i  powiesił tabliczkę).

Niestety, nie dane mi było sprawdzić, jakie to drzewo zapamiętałem i co z grobem, ponieważ od tego miejsca dzieliło mnie kolejne, solidne ogrodzenie. Patrząc spoza niego dochodzę do wniosku, że ani drzewa, ani grobu już nie ma - wyraźnie na ich miejscu stoją budynki.

Kierując się kawałem dalej, wałem, dochodzimy do dawnej piaskarni i, w zasadzie, nie licząc jakichś betonowych szczątków w krzakach, jedynego śladu po niej - domku strażnika.
Jeszcze po zlikwidowaniu piaskarni, przez jakiś czas, mieszkał tam ktoś, potem budynek długo stał opuszczony, gdzieś na początku lat '90 ktoś się na chwilę wprowadził, a obecnie  ... nie wiem. Może jako domek letniskowy służy? 
Nie widuję tam zazwyczaj nikogo, ale tez nie wygląda na popadający w ruinę.

Teraz to już z górki. 
Któregoś dnia, niemal w środku lasu, wybudowano solidna drogę która potężne ciężarówki wywoziły piasek, odcinając istniejąca tu leśniczówkę od jej włości. Droga na wał, to były potężne płyty, natomiast dojazdowa zbudowana była z trylinki, doskonale zachowanej po dzień dzisiejszy.

Zaraz za leśniczówka znajduje się ścieżka, która kiedyś można było dojść do pobliskiej pętli tramwajowej.
Na miejscu dawnej pętli znajdują się jeszcze ślady po istniejących tu w latach '90 ogródkach działkowych (zlikwidowanych, ponieważ nasyp zrobiony został z warszawskich gruzów, więc ciężko było tu coś wyhodować), ale znalazłem również ślady po dawnych przystankach, a jeżeli nawet nie, po nich, to na pewno znajdujące się w miejscu dawnego "Przystanku dla wsiadających". Dla wysiadających był bliżej Pułkowej ...
Niestety, nawet stąd widać ohydny  znak reklamujący fastfooda, zbudowanego w miejscu, gdzie kiedyś znajdował się fryzjer.  Do dziś pamiętam te deskę, którą kładł na oparciu fotela na którą się musiałem wdrapać, żeby się widzieć w lustrze. A potem ... "na zapałkę" :D albo "na garnek" ... 
W pewnym momencie nadszedł czas, kiedy trzeba było zaprotestować i tę "zapałkę" na sztorc postawić ... :D

I to, w zasadzie, koniec wycieczki. Abecadłem, który już opisałem wracam do Farysa, potem do Prozy, gdzie zostawiłem samochód.
Za późno już jest, żeby próbować skręcać w Odysei (Odysei! Kiedyś to była ścieżka, która dochodziłem do chałupy dziadków mojego kumpla i razem schodziliśmy na dół, wykapać się w jednym z czterech, w zasadzie, znajdujących się tam jeziorek - Glinek, a teraz - ulica ... :D).

Dla porządku, tyle, co jeszcze widać, kilka zdjęć Pałacu od strony ulicy Muzealnej
 Acha, jeszcze jedna ciekawostka: Glinki, których mi się nie udało zobaczyć, skład złomu, znajdujący się kiedyś na obecnej ulicy Wóycickiego, oraz domki, przy ulicy Encyklopedycznej 
zagrały kiedyś w filmie ... Chyba wrzucę w zagadki ... :D



PS oczywiście spacer musiałem zakończyć bo  wcześniej zmarnotrawiłem trochę czasu kłócąc się z cieciem na budowie mostu, o czym postaram się w miarę szybko coś napisać.

PS II no i galerie też uzupełniłem. Nie było warunków dorobienia zdjęć, ale za to było więcej widać, bo jak się zielono robi to już w ogóle ciężko przez liście coś zobaczyć.